literature

Panie premierze, jak zyc...?

Deviation Actions

Canis-Minor's avatar
By
Published:
599 Views

Literature Text

Jak tu żyć, panie premierze
Dzisiaj w nocy jakieś zwierzę
Stratowało mi pszenicę
Więc złapałem za kłonicę
I po polu je ganiałem
Aż do brzasku, do świtania
Choć trudziłem się z zapałem
To straciłem z oczu drania.
Teraz by mi było trzeba
Abyś zwrócił mi za szkodę
Wszak straciłem tyle chleba
A mam dziatki całkiem młode
Państwu złoto zaś na drzewie
Rodzi się, jak mówi pleban
Kiep jest wszak, kto tego nie wie
Daj mi więc, bo ze mną bieda.

Nachyl ucha, mój premierze
Z innej szkody ci się zwierzę.
Moja żona jest z Borynów
Wielka pani, co tu gadać
Futer trzeba jej, muślinów
Jedwab także lubi wkładać
Nosić mufki, kapelusze
Bo nie pójdzie wszak do fary,
W zaufaniu rzec ci muszę,
W ortalionie jakimś starym.
Gdy pieniędzy jej nie staje
Zaraz drze mi się do ucha
Zawsze nie dość jej oddaję
Klątw ponurych muszę słuchać
Miejże wzgląd, jak chłop dla chłopa
I na dłoni serce okaż
Przelej, proszę, to i owo
Za me szczere, dobre słowo.

Mój premierze, żyć niełatwo
A szczególnie z moją dziatwą.
Córę mam, lecz niepiśmienną
Wiosnę ma już osiemnastą
Uczę ją, lecz nadaremno
Mówi mi, że dla niej miasto
Piękne place, złote bramy
W magistracie fucha jaka
Że tu burdel na wsi mamy
Że niegodne to Polaka
Może byś ją, mój premierze
Na burmistrza dał w ratuszu
W łapę całkiem mało bierze
Za to pełna animuszu
W kieszeń całkiem mało chowa
Jednym słowem, postępowa.

Powiem szczerze, mój premierze
Ja do chciwców nie należę
Lecz mam, że tak powiem, syna
Co się praca go nie ima
Chłopak ma dwie lewe ręce
Więc mi forsy trzeba więcej
W domu wszak się nie przelewa
A potomek już dojrzewa
Co tu gadać, świat jest twardy
Niechaj idzie na Harwardy
Bo jest całkiem mocny w gadce
(Odziedziczył to po matce)
Niech zostanie politykiem
Lordem albo dyplomatą
Wszystko jedno, ale migiem
Potrzebuję szmalu na to.

A na koniec, mój premierze
Daj mi jeszcze złotą wieżę
Niech ma okna diamentowe
I podwoje szmaragdowe
A w podwojach dziewczę hoże
A w pokojach pańskie łoże
Z pnia hebanu uczynione
Baldachimem okolone.
Niech się mieni złotą mgiełką
A na szczycie ma światełko
By ją każdy widział z dala
I się na nią nie wpierdalał.
Niech sąsiedzi zasępieni
W ową wieżę zapatrzeni
W ornamenta jej frymuśne
Usychają w żółci gnuśnej.

Mów wyraźnie, mój premierze
Bo mamroczesz coś pod nosem
Ja ci jakoś tak nie wierzę
Ty nie płaczesz nad mym losem
Włosów nie rwiesz, szat nie targasz
Może obca ci ma skarga
Może masz zamknięte serce
Na niedolę ludu swego
Który miota się w rozterce
Od pierwszego do pierwszego
Może trzeba ci wytoczyć
Sto ciągników na krajówkę
Byś otworzył chytre oczy
I rozdawać jął gotówkę.

Jam potęga jest, i basta
Mogę jechać wnet do miasta
Aby palić tam opony
Przez biskupa poświęcone
Bom ja człowiek prostej wiary
Wierzę w to, co biskup prawi
Wierzę w euro i dolary
I że Jezus nas wybawi.

Więc, premierze, już nie zwlekaj
Bo cię kawał znoju czeka
Bądź patriotą, nie idiotą
Błyśnij werwą i ochotą
Wyskocz z butów i zegarka
Widać wszak, że niezła marka
Pasek całkiem niepośledni
Spinki ładne, krawat przedni
Pojazd też masz w sumie żwawy
Dojdziesz jakoś do Warszawy
Tam cię przecie już ubiorą
My zaś z Józkiem pod oborą
Wypijemy za twe zdrowie
Gest twój sławiąc w zacnej mowie.
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
jackhandleman's avatar
Jeszcze do wersu ze zlota wieza bralem na powaznie... A potem nie wytrzymalem i parsknalem gromkim smiechem. Swietne!